sobota, 11 sierpnia 2007

kosmosi


Ponad 400 lat świetlnych od nas odkryto dwa niezwykłe obiekty. Astronomowie nadali im symbol Oph 16225-240515. Tajemnicze ciała niebieskie krążą w dużej odległości od siebie (około 240 razy dalej niż Ziemia od Słońca). Pierwszy z nich ma masę 14 razy, a drugi - 7 razy większą od Jowisza. Wokół każdego wiruje prawdopodobnie dysk gazu i pyłu.

Wygląda też na to, że oba ciała od samego początku były razem. - To naprawdę niezwykła para: każde ma ok. 1 proc. masy naszego Słońca - tłumaczy Ray Jayawardhana z uniwersytetu w Toronto w Kanadzie, jeden z odkrywców. - Już ich istnienie jest wielką niespodzianką, a ich powstanie i dalsze losy są zupełną tajemnicą.

Jak określić nowo odkryte ciała niebieskie? Nie można do nich zastosować podziału na gwiazdy i planety. Te pierwsze mają powyżej 75-80 mas Jowisza, dzięki czemu udaje im się zapoczątkować reakcję syntezy wodoru. Najbliższy przykład - Słońce - znajduje się 150 mln km od Ziemi i jest około tysiąca razy większy od Jowisza, więc świeci jak należy. Planety to z kolei ciała o masie nieprzekraczającej 13 Jowiszów - za małe, żeby zapoczątkować jakąkolwiek reakcję termojądrową. Są jeszcze brązowe karły - większe od planet, ale mniejsze od gwiazd. Na początku rozgrzewają się one do kilku milionów stopni, ale potem oddają już tylko nagromadzone ciepło, świecąc słabo na brązowo - czasem nazywa się je nieudanymi gwiazdami. Jednak nowo odkryte obiekty nie pasują i do tej ostatniej kategorii.

Ni to gwiazdy, ni planety

We wrześniu Międzynarodowa Unia Astronomiczna ogłosi swoją ostateczną decyzję w sprawie definicji planety. Do tej pory ten podstawowy termin astronomiczny miał wiele znaczeń, a w ostatnich latach toczyła się gorąca dyskusja na temat obiektów, które zamazały granicę między planetą a gwiazdą.

Problemem od dawna jest Pluton tradycyjnie nazywany planetą, mimo że w Układzie Słonecznym krążą ciała większe od niego, choć pozbawione tego miana. Z drugiej strony poza naszym układem odkryto już wiele brązowych karłów na tyle małych, że wypadałoby je nazywać planetami. Najnowsze badania obiektów takich jak nowo odkryta dwójka (pisze o niej dzisiejszy numer "Science") jeszcze bardziej komplikują sprawę. Bowiem oba ciała niebieskie, choć mają rozmiary wielkich planet, krążą z dala od jakiejkolwiek gwiazdy. Czy można nazwać planetą coś, co nie obiega żadnego słońca, co nie jest częścią systemu planetarnego? Na razie astronomowie ukuli nazwę "planemo", czyli Obiekt o Masie Planetarnej (Planetary Mass Object). Ale i ten termin zaczął już funkcjonować w różnych znaczeniach.

Profesor Gibor Basri, astronom z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, nazywa w ten sposób wszystkie obiekty na tyle duże, żeby zaokrągliły się pod wpływem własnej grawitacji, i jednocześnie na tyle małe, że nie zachodzi w nich reakcja fuzji wodoru w hel. Planeta to według Basriego nic innego jak planemo, które krąży wokół gwiazdy. Część badaczy rozdziela jednak pojęcia planety i planemo. To drugie miano wolą zarezerwować dla ciał planetopodobnych, które znajdują się w przestrzeni międzygwiezdnej i nie mają swojego słońca. Właśnie takich jak nowo odkryta para.

Skąd się biorą takie maluchy?

Zamieszanie w terminologii jest w istocie jeszcze większe, bo dotyczy też brązowych karłów. Znajduje się je wokół dużych gwiazd, ale także samodzielnie i w parach. Teoretycznie planeta też może się znaleźć poza swoim układem, jeśli siły grawitacyjne ją wyrzucą. Mimo to dotychczas podział był jasny - brązowe karły, tak jak gwiazdy, powstają z zapadającej się pod własnym ciężarem chmury gazu. Inaczej niż planety, które formują się z mniejszych kawałków w dysku gazowo-pyłowym wirującym wokół młodej gwiazdy.

Wczorajszy numer "Nature" dowodzi, że brązowe karły to także prawdziwi twardziele. Brytyjskim naukowcom udało się zaobserwować glob 55 razy większy od Jowisza, który przetrwał śmierć słońca, któremu towarzyszył. Duża gwiazda po wypaleniu całego wodoru przemienia się w czerwonego olbrzyma i pochłania wszystko dookoła. To właśnie stanie się z Ziemią, gdy Słońce zużyje kiedyś swoje paliwo. Okazuje się, że brązowy karzeł jest dość duży, by przetrwać taki kataklizm i spokojnie krążyć wokół pozostałości martwej gwiazdy.

Problem z podwójnym obiektem Oph 16225-240515 polega też na tym, że pod względem rozmiarów mieści się na granicy - większe ciało jest raczej brązowym karłem, a mniejsze planetą i nie bardzo wiadomo, skąd się one wzięły. Globy znacznie większe od obu znajdowano już na orbitach wokół normalnych gwiazd - tak zwane gorące Jowisze stanowią większość spośród ponad 170 odkrytych dotąd planet pozasłonecznych. Niektórzy zaliczali je więc konsekwentnie do brązowych karłów. Teraz zamieszanie wywołane ostatnim odkryciem jest na tyle duże, że trzeba ponownie rozważyć teorie na temat planet, ale i samych brązowych karłów. Nie wiadomo bowiem, czy nowo zbadana dwójka narodziła się przy jakiejś gwieździe, czy utworzyła się samodzielnie.

- Opieramy się pokusie nazywania tego podwójną planetą, bo ta para prawdopodobnie nie uformowała się w taki sposób jak planety w naszym Układzie Słonecznym - mówi drugi autor pracy Valentin D. Ivanov z Europejskiego Obserwatorium Południowego.

Obaj astronomowie skłaniają się na razie ku teorii, że ich znalezisko narodziło się samodzielnie. - Zapewne te bliźniaki uformowały się razem z kurczącej się chmury gazu, która się rozdzieliła. Tak jak miniaturowa gwiazda podwójna - wyjaśnia Jayawardhana. - Ostatnie odkrycia ujawniły zadziwiającą różnorodność dalekich światów. Ale ta dwójka i tak się wyróżnia jako najbardziej zadziwiająca, jeśli nie dziwaczna - mówi.

Wyślij Wydrukuj Podyskutuj na forum

Brak komentarzy: